Jak się dziś czuję? Rano było dziwnie, trudno jednak poczuć atmosferę Mistrzostw Europy podczas sesji. Powiedziałem sobie jednak: nauka później, teraz EURO. I zaczęło się. Z minuty na minutę coraz bardziej czuję fakt, że już niedługo pierwszy mecz naszych.
Aż głupio zdać sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy Polacy nie wygrali meczu na EURO. W dodatku ten 12. czerwca. Będziemy grać trzeci raz z rzędu tego dnia – poprzednie dwa mecz (z Austrią w 2008 i Rosją w 2012) były niezwykle nerwowe i kończyły się remisami 1:1.
Dziś remis nikogo nie zadowoli. Balonik napompowany do granic możliwości i to mimo dwóch słabych meczów towarzyskich przed turniejem. Rozpoczniemy prawdopodobnie bez Grosickiego. Na szczęście dziś skrzydła nie będą tak ważne jak w kolejnych meczach.
Najbardziej liczyć będzie się moim zdaniem forma Krychowiaka, bo środek pola to to, czym możemy naszych dzisiejszych rywali zaskoczyć. Mecz zapowiada się niezwykle ciekawie, szczególnie że zostanie poprzedzony pojedynkiem Turków z Chorwatami (rewanż za ćwierćfinał z 2008 roku, piekielnie zacięty ćwierćfinał), a po nas Niemcy walczyć będą z Ukrainą.
Z minuty na minutę robi się coraz goręcej. Serce bije coraz mocniej, pompując biało-czerwoną krew. A w głowie mi jedzie husaria. To ten dzień: dziś albo polskie orły rozpoczną swoją drogę chwały albo… balonik z hukiem pęknie. W jakich nastrojach będziemy wieczorem? Aż chce się sparafrazować: „Entliczek pętliczek, co zrobi Nawałka, tego nie wie nikt”.
A zatem pozostaje wierzyć i bardzo mocno trzymać kciuki. Do boju, Polsko!